Złomiska Turnia - monografia z bujdałką

Pamięci Jana Świdra poświęcam, jako jeden z wielu śladów, którymi naznaczył tatrzańskie ściany.

Jaśkowe balety

Różne są drogi w Tatrach. W tych górach swój ślad zostawiły różne taternickie osobowości. Charakter owych osobowości często nadaje charakter drodze. Wybór drogi bywa trudniejszy niż jej przejście. Wpływ na to mają, nie tylko odnalezienie właściwego przebiegu, ale warunki w ścianie, aura, pora roku, no i oczywiście to, czy już tam byliśmy, czy coś w tej ścianie robiliśmy. Drogi Tadeusza Orłowskiego nie są mi tak dobrze znane, jak drogi Stanisława Motyki, czy Wiesława Stanisławskiego. Jednak utkwiło we mnie jedno zdanie z wywiadu, jaki został przeprowadzony z profesorem Orłowskim w 2004 roku: „Jeśli czegokolwiek żałuję w swoim życiu, to tylko tego, że za mało przebywałem w górach”.

Jaśka poznałem dość przypadkowo i zbyt późno, bo już na koniec sezonu letniego. Toteż nie planowaliśmy niczego długiego ani trudnego. Rozmowa z Janem, już od pierwszych jego słów, jak żywo, przywoływała mi słowa Orłowskiego. Parcie Jaśka w Tatry, było tak mocne i tak zdecydowane, iż miało się wrażenie, jakby szkoda mu było każdej chwili spędzonej inaczej, niż tylko na wspinaniu. Miałem swoje pomysły na krótki listopadowy dzień, ale propozycja Jaśka, by zrobić drogę Orłowskiego i Żuławskiego na Złomiskiej Turni, była zdecydowanie ponętniejsza. Przede wszystkim wydawała się czymś łatwym, lekkim i przyjemnym, niczym jesienny spacer wśród malowniczych skalnych złomów Doliny Złomisk, gdzieniegdzie przetykanych łatami świeżego śniegu.

Fot. 1 Złomiska Rówień

Schronisko przy Popradzkim Stawie jest zamknięte i opustoszałe. W sąsiedniej Majláthowej Chacie możemy wypić kawę „wonku”, to jest na zewnątrz. Pandemiczne obostrzenia przetrzebiły turystów i taterników, nas zmuszają do rozkoszowania się brunatnym płynem na werandzie schroniska przy temperaturze lekko poniżej zera. Oglądamy rysunek ściany z zaznaczonymi drogami. Porównujemy ze zdjęciem jakie wyszperałem w Internecie i czytamy opis z przewodnika Paryskiego. W tej chwili, wszystko to, jest co najmniej zagadkowe, niejasne i nawet nie straszne.

Pniemy się w górę łamiąc zmarznięte tafle kałuż, trzeszczących w porannej ciszy, przerywanej brutalnie naszymi mało delikatnymi krokami. Jeszcze owinięci cieniem dna doliny, osiągamy Złomiską Rówień. Za nami dzień się już rozłożył na Grani Baszt. Przed nami słońce objęło uściskiem szczyty nad Dolinką Rumanową. Garniemy się ku niemu, chcemy już jego promieni na sobie, dążymy ku jego ciepłu, wbijając się w Złomiską Zatokę. Aż wreszcie nasze rozgrzane ciała, przywdziewa blask dnia. Jeszcze tyko kilka minut ostrego podejścia pod ścianę i możemy zrzucić plecaki. Napawamy się widokami, posilamy i oglądamy z bliska ścianę z którą chcemy się zmierzyć.

Zacienione depresje naszego potencjalnego celu, trochę nas zniechęcają do wejścia w drogę Orłowskiego. Lustrujemy jeszcze, biegnącą obok, nową drogę z 2011 roku. Połogie płyty wyglądają na stosunkowo łatwe. Zastanawia mnie gdzie tam są trudności IV+, które i tak wydają mi się wystarczające, by już nie szukać niczego innego, tym bardziej niepewnego, że nieznanego. Lecz w tym momencie, w moim kompanie objawia się cecha, którą zwykło się określać sformułowaniem: „gdzie wola, tam droga”. Jasiek ogląda sąsiednie piękne zacięcie, podchodzi nim kilka kroków, jeszcze w butach podejściowych i krótko stwierdza:

- Tu pójdziemy. To jest na pewno chodzone.

Fot. 2 Zacięcie

Nie oponuję. Pewność Jaśka, nie pozwala na sprzeciw, a jedynie przynagla do klarowania liny, przywdziewania wspinaczkowych atrybutów i spokojnego spoglądania na zdecydowane kroki partnera. Jego ruchy są pewne i szybkie. Pnie się po oświetlonym słońcem, granicie, niczym jaszczurka, wyszukująca najcieplejszych miejsc w okolicy. Przy końcu zacięcia znika mi z oczu. Po krótkiej chwili mogę pójść w jego ślady. Mierzę się ze skałą i wcale niełatwym kawałkiem drogi. Wyceniłbym go na V. Ale moje odczucia jako drugiego, nie są być może dość obiektywne. Staję pod skalnym uskokiem, gdzie Jasiek założył stanowisko. Jest tam i stary hak i widoki … na Kończystą i Zmarzły Staw, szklący się pierwszą taflą zamarzniętej wody.

Fot. 3 Nad Złomiskami

Przejmuję prowadzenie. Idę nieco w lewo, mniej śmiało od Jaśka. Patrzę z respektem na duży okap nade mną. Trzeba go obejść z lewej strony. Za nim, ukazuje się kolejne płytowe zacięcie. Nie jest tak wymagające jak to pierwsze. Jego zwieńczeniem jest piękna płyta, przerżnięta w środku niewielką rysą, zarośniętą trawami. Pod płytą można odbić w prawo w łatwiejszy teren. Chwilę deliberuję. Ostatecznie nie decyduję się na nic. Płyty się trochę boję. Jest pięknej urody i podejrzewam, niemal z pewnością, że mój kompan nie byłby zadowolony, gdybyśmy ją obeszli. Ponadto nie mam już zbyt wiele liny. Postanawiam założyć stanowisko, a o dalszym przebiegu drogi zdecydujemy wspólnie.

Fot. 4 Płyta

Kiedy Jasiek staje przy mnie, stwierdza że trzeba płytę ujarzmić. Płyta wygląda na zupełnie niechodzoną. Pokryta cienką warstwą ciemno zielonego porostu, nie daje możliwości dobrego tarcia. Jasiek podchodzi kawałek i zakłada pętlę na niewielkim ząbku skalnym. Nad nim sroży się granitowa gładź. Zatrawiona rysa nie daje możliwości asekuracji. Można by jedynie wbić cienkie haki, ale oczywiście ich nie mamy. Nie mamy zresztą żadnych haków. Ale to nie jest jeszcze dla mnie zmartwieniem. Tego jeszcze sobie nie uświadamiam. To powoli mi się zarysowuje, kiedy wpatruję się w taneczne ruchy Jaśka. Wygląda jakby przybierał jakieś trudne figury z baletu „Jezioro Łabędzie”, tylko nieco w zwolnionym tempie. Kiedy wreszcie staje na małej kazalnicy zwieńczającej płytę, z ulgą i nieco skrywaną satysfakcją, odzywa się do mnie:

- Zobaczymy na ile wycenisz te trudności.

Nie mam wyjścia, muszę iść. Do tego wypadałoby przetańczyć tą płytę , nie wolniej od Jaśka. Posiadłem już wiedzę o tym, że trudności należy przechodzić szybko, bo każde zastanowienie obdziera z sił i prowadzi do nieuchronnego odpadnięcia. Wiadomo, że idę jako drugi, a lina z góry daje daleko większe poczucie bezpieczeństwa, niż prowadzącemu. Mimo to spoglądam nad siebie, czy ten mój kompan jest pewien, że mogę iść, że trzyma tą linę na tyle pewnie, bym nie spadł w jakąś otchłań lęku. W tym momencie spostrzegam, że Jasiek asekuruje mnie z ciała. Mnożą się we mnie jakieś wątpliwości, a jednocześnie objawia mi się prosta myśl:

- Nie będę go dłużej trzymał w tym napięciu (liny i nerwów).

Wstawiam nogi gdzieś ponad własną głową, nieomal. Dokładnie w miejsca, które są wytarte od Jaśkowych baletów. Wznoszę się nad szorstki mech płyty i dosięgam pewnych chwytów na brzegu kazalnicy.

-To ma co najmniej sześć – stwierdzam z ulgą i cichym zadowoleniem z tego, że nie odpadłem. Nie mamy wątpliwości, że płyta musiała być dziewicza, że nikt na niej nie tańczył.

Fot. 5 Ścianka

Gdy już nam się wydaje, że największe trudności za nami, stajemy naprzeciw przewieszonej ścianki, która wydaje się pozornie nietrudna, bo ma dość wyraźne stopnie. Jednakże by dosięgnąć jej brzegu i łatwiejszego terenu, trzeba pokonać wypychający granit. Podejmuję się tego zadania. Jednakże zbyt długo brakuje mi odwagi, by unieś się w nieznany teren, i zostawić pod sobą pewne stopnie. Mocniejszy decyzyjnie i bardziej odważny ode mnie, mój kompan, usiłuje wyjść z impasu. Próbuje z prawej, próbuje z lewej, ale ścianka nie daje się sforsować. W desperacji postanawia walczyć bez plecaka. Teraz już czysto i bez wahania, niczym motyl, unosi się nad uskok. Po chwili woła, żebym przywiązał plecak. Gdy biorę do ręki jego wór, to aż przysiadam z wrażenia. Plecak Jaśka jest co najmniej dwa razy cięższy od mojego. Pytam z nieukrywanym zdziwieniem:

- Co ty w nim nosisz?

Na co słyszę spokojne stwierdzenie:

- No jak to co? Ubrania.

Ostatni wyciąg prowadzę już do szczytu, stosunkowo łatwym terenem. Jedynym utrudnieniem są łaty śniegu rozsiane na połogich trawnikach. Szybko stajemy na wierzchołku Rozkoszujemy się słońcem i napawamy widokami dwóch dolin. Od strony Smoczej spoglądamy na Kopę Popradzką. Od Złomisk podziwiamy Kończystą, Szarpane Turnie, Smoczy i Wysoką. Właściwie, to mam ochotę zostać dłużej w tym błogostanie. Jest zupełnie nasycony wspinaczką i zadowolony z pokonanej drogi. Nie śmiem jednak okazywać swojego lenistwa do dalszej drogi, granią do Siarkańskiej Przełęczy Jest godzina 12:30. Wspinanie zaczęliśmy, krótko po dziesiątej. Patrzymy w stronę Wysokiej. Przed nami rozciąga się Siarkańska Grań. Wydaje się okropnie długa. Tak długa, że nawet bez napomnień Jaśka, zdaję sobie sprawę z małej ilości czasu, jaka nam pozostała do końca dnia. Za trzy godziny zacznie się robić ciemno. Zastanawiam się, czy przebierać buty. Jasiek już to zrobił przed ostatnim wyciągiem. Śnieg w zacienionych miejscach i popędzanie przez kompana, przekonują mnie do tej czynności. W kilka minut schodzimy na Złomiską Przełączkę. Ponownie wiążemy się liną i zaczynamy wyścig ze słońcem…

Jasiek gna, a ja próbuję go dogonić. Zwijam czasami linę do ręki na łatwiejszych odcinkach, lecz ciągle brakuje mi tych kilku metrów do niego. Między nami nie ma żadnych przelotów, jest stosunkowo łatwo. Wreszcie dochodzę do swojego kompana, a ten pokazuje mi opadającą w dół płytę, przykrytą śniegiem. Puszcza mnie pierwszego, żebym miał asekurację z góry. Usiłuję wbijać kanty butów w cienką warstwę śniegu, ale nie na wiele się to zdaje. Śnieg jest zbyt sypki. Mimo to jakoś się po niej zsuwam i podchodzę wyżej na przeciwległy grzbiet. Obwiązuję liną jakąś wantę i ściągam Jaśka, asekurując go z ciała, tak jak on to czyni cały czas. Jest jeszcze jedno miejsce, wymagające szukania obejścia od strony Złomiskiej Zatoki. Tym razem nie ma śniegu, za to duża ekspozycja. Schodzę krótkim zacięciem, na odstrzeloną płytę i po jej krawędzi obchodzę uskok. Miejsce to straszniej wyglądało niż w rzeczywistości było.

Wciąż gnamy. Wciąż zbyt mało drogi nam ubyło, by ze spokojem oglądać przesuwające się po okolicznych szczytach, słońce. Wciąż nie mamy pewności, jakie niespodzianki kryje w sobie ta grań. Przed wierzchołkiem Małego Siarkana, sroży się buńczucznie nad naszymi głowami, przewieszony uskok. Zatrzymuję się i przekazuję prowadzenie. Ponownie od naszej prawej strony, Jasiek usiłuje się przedrzeć ku ostrzu grani. Znika mi za załomem. Po pewnym czasie, dobiega mnie z daleka jego głos:

- Teraz trzymaj mnie na sztywno!

Zakładam linę o jakiś występ skalny i powoli wydaję mu luz. Wkrótce jednak lina się kończy. Przechodzę za załom i przesuwam się wąskim gzymsem do najbliższego zęba skalnego, który mogę owinąć liną. W końcu słyszę, że partner ma auto i mogę iść. Dochodzę do końca gzymsu, który urywa się stromą płytą ze śniegiem. Jasiek stoi dość daleko na przeciwległym grzbiecie. Nie mam pojęcia jak on tędy przeszedł. Zejście mnie trochę przeraża. Dochodzę do bloku z ze starymi taśmami. Zakładam sobie auto i odwiązuję linę by ją przepuścić przez taśmy, tak bym miał asekurację z góry. Zsuwam się całym ciałem, przytulony do wąskiej rysy w odpychającej ścianie. Gdy już jestem w miarę połogim terenie, kończy się lina. Muszę się ponownie odwiązać i przeciągnąć ją przez taśmy. Wreszcie dochodzę do mojego dzielnego kompana, by kilka metrów nad nim zaprzeć się między blokiem a płytą, jak w wąskim korytarzu i spokojnie obserwować jak Jasiek znów prowadzi zbliżając się do grani.

Kiedy ruszam za nim, zachwycam się piękną płytą jaką przyszło się nam teraz wspinać. Zachwyt jest krótki i przelotny, bo wciąż doskwiera nam świadomość szybko uciekających godzin i blednącego światła dnia. Zdobywszy szczyt Małego Siarkana, zjeżdżamy jakieś dwadzieścia metrów po stronie Doliny Smoczej. Tutaj teren wydaje się łatwiejszy. Gnam za Jaśkiem po trawkach i złomach, w górę do kolejnego wierzchołka, w tej niekończącej się grani. Czuję zmęczenie i pragnienie. Chciałbym już wreszcie znaleźć się na Siarkańskiej Przełęczy. Właściwie tylko ta myśl już mi towarzyszy. Mieszają mi się turnie, zjazdy i przełączki. Ostatni, to jest już szósty zjazd, doprowadza do celu. Szczyty wokół różowieją, a po chwili ciemnieją.

Fot. 6 Siarkańska Grań

Dokładnie tuż przed zmierzchem ukończyliśmy Siarkańską Grań. Jednak nie był to ten jesienny spacerek, na który w skrytości liczyłem. Krótki listopadowy dzień, Jasiek wykorzystał co do minuty, do cna. Piszę, że Jasiek, bo to jego wola walki, z ulotnością tego jesiennego dnia, pozwoliła nam zarówno skończyć grań, jak i w dwie i pół godziny wytyczyć nową drogę. Do schroniska schodziliśmy już w zupełnych ciemnościach. Choć księżyc nieco nam oświecał drogę, to jego blask nie był już nam potrzebny. Zadowolenie z kilku ostatnich godzin promieniowało w naszych obliczach, niczym łuna świateł Popradu, na odległym horyzoncie. Dla Jaśka, tak jak i dla Tadeusza Orłowskiego, rywalizacja w Tatrach, jest czymś, co obdziera te góry z ich uroku. Niechętnie zgodził się na nazwę nowej drogi, jakby już samo jego imię w tej nazwie, przydawało mu niepotrzebny rozgłos. Czymś znacznie mu bliższym jest ciągła tęsknota, za ciszą odludnych zakątków skalnych turni.


Jaśkowe balety - nowa droga z 6.XI.2021, w części chodzona. Na lewo od drogi WHP 1286 (Orłowski - Żuławski) pierwszym zacięciem, patrząc od lewej, do jego końca, dalej płytami przetykanymi trawami na wygodne stanowisko pod skalnym uskokiem (hak) - około 45m. Zacięcie z pewnością chodzone wcześniej. Stąd skośnie w lewo w stronę wyraźnego okapu, który obchodzimy od lewej. Teraz otwiera się płytowe zacięcie, z lewej strony obrośnięte trawami. Do końca zacięcia tuż pod piękną płytą, w środku przeciętą zatrawioną rysą - 40 m. Stąd, skośnie w prawo można przejść trawiastym zachodem/zacięciem (prawdopodobnie jest to środkowa część drogi WHP 1286) w łatwiejszy teren. Dalej płytą do jej końca na kazalniczkę za którą jest 1,5 metrowy uskok - 15m. W rysie możliwość asekuracji tylko z cienkich haków. Płyta niechodzona, pokryta na całej powierzchni cienką warstwą porostów, trudności VI. Z uskoku przez przewieszoną ściankę około 5m, nowy hak knife przy wejściu w trudności VI/VI+. Za ścianką łatwym terenem do bloku - 30m. Stąd trawiasto skalnym zboczem na wierzchołek Złomiskiej Turni.


Z Dziennika Wypraw 6.XI.2021
Tekst i zdjęcia Adam Śmiałkowski


Zestawienie dróg na wschodniej ścianie Złomiskiej Turni od Złomiskiej Zatoki, chronologicznie, w kolejności ich powstawania:

  1. Granią od Złomiskiej Przełączki (ciemny róż). 27.VII.1907, August Otto i Johann Breuer (0) 1h. WHP 1283; AP V/51 str. 238.
  2. W zejściu prawą częścią wschodniej ściany (żółty). 15.IX.1910, K. Lajos Horn i A. Plökl (II) 0,5h. WHP 1285; AP V/57 str. 240.
  3. Ukosem przez wschodnią ścianę na północną grań (pomarańczowy). 1.VII.1911, Gyula Komarnicki i Roman Komarnicki (I) 1h. WHP 1288; AP V/58 str. 240.
  4. Lewym żlebem ściany na południowo zachodnie żebro (jasny fiolet). 23.VII.1911, Janusz Chmielowski, Stefan Komornicki i Jerzy Żuławski (II) 1h. WHP 1289; AP V/59 str. 240.
  5. Południowo zachodnim żebrem (ciemny fiolet). 1.VII.1931, Jan Alfred Szczepański (II) 1h. WHP 1290; AP V/56 str. 239.
  6. Skrajnie prawą częścią wschodniej ściany (jasny róż). 26.VII.1938, Kazimierz A. Jaworski, Alfred Szczepański i Jan Alfred Szczepański (II) 0,5h. WHP 1284; AP V/60 str. 240.
  7. Środkiem wschodniej ściany (czerwony). 28.VII.1952, Tadeusz Orłowski i J. Wawrzyniec Żuławski (IV) 1,5h. WHP 1286; AP V/61 str. 241.
  8. Lewą częścią wschodniej ściany (bordowy). 26.VII.1953, Olga Matousowá, Libuše Ulrichová, Ladislav Kudelka, Juliusz Żuławski i J. Wawrzyniec Żuławski (II) 1h. WHP 1287; AP V/62 str. 241.
  9. Skrajnie lewą częścią wschodniej ściany „Hl’adanie Skaly” (zielony). 11.VIII.2011, Rast’o Mudroň i Zdeno Lukeš (IV+) 1,5h.
  10. Skrajnie lewą częścią wschodniej ściany „Jaśkowe balety” (niebieski). 6.XI.2021, Jan Świder i Adam Śmiałkowski (VI) 2h.

Zdjęcie ściany Grzegorz Folta
Zestawienie i wyrysowanie linii dróg Adam Śmiałkowski