Przejście w Tatrach

Góry: 
Tatry Wysokie
Dolina: 
Małej Zimnej Wody
Miejsce: 
Łomnica
Nazwa drogi: 
Szklany Tercet (Hokejka, Birkenmajer, Stanisławski)
Wycena: 
VII-
Czas: 
15h
Data: 
2023-08-25
Uwagi: 
Zachodnia ściana Łomnicy. Mityczna Szklana Góra. Bez cienia wątpliwości w skali Tatr urwisko unikatowe. Czasy się zmieniają. Łomnica z czasów Townsona, czy Birkenmajera już nigdy za naszego życia nie wróci. Infrastruktura, kolejki, wszechobecna turystyka, masowe przewodnictwo. Problemy można mnożyć. Nie ma co narzekać jednak, bo jest jak jest i nie zmienimy tego, a ściana mimo wszystko pozostaje nadal po prostu wspaniała. W ostatnich latach przy okazji różnych łańcuchówek zdarzyło mi się ją kilka razy robić samemu (http://tatry.przejscia.pl/pl/node/3765, http://tatry.przejscia.pl/pl/node/4090, http://tatry.przejscia.pl/pl/node/5053). Szczególnie niesamowicie jest w słoneczne późne popołudnia, gdy wszyscy przewodnicy zeszli już dawno ze szczytu, a ostatni taternicy wychodzą właśnie ze ściany. To właśnie po kilku takich solowych przejściach Stanisławskiego i Puškáša stwierdziłem, że pięknie by było kiedyś spędzić w tej ścianie cały dzień od świtu do zmierzchu. Wybrać najbardziej znaczące historyczne drogi i po prostu poczuć się, jakby ta ściana miała 1000m, a nie 300-400m w pionie. W grę wchodził Birkenmajer, Hokejka, Puškáš i Stanisławski. Wszystkie oprócz drogi Puškáša zapisały się złotymi zgłoskami na kartach historii taternictwa. Piszę oprócz, bo zrobienie nowej drogi zupełnie przez pomyłkę i do tego twierdzenie, że zrobiło się Stanisławskiego, to raczej komiczna jej karta, pokutująca zresztą później przez dekady w różnych publikacjach (w skrócie mieszanie dróg Puškáša i Stanisławskiego). Logistycznie sprawa nie jest jednak taka prosta. Ściana o zachodniej wystawie, której podstawa znajduje się powyżej 2200m n.p.m., to murowany ziąb o wschodzie słońca nawet w środku lata. Kolejność robienia dróg też nie jest sprawą oczywistą. Z jednej strony któż chciałby zaczynać o świcie od Hokejki, z drugiej natomiast przed 10 rano w słoneczne dni ustawia się do niej niemal zawsze kolejka chętnych. Na pierwszy rzut oka to swoista kwadratura koła. Minimalizacja prawdopodobieństwa kontaktu z innymi taternikami ostatecznie zwyciężyła. Nocą ściana zdawała się mroczna i wietrzna. Świt zmienił ostatecznie niewiele. Było dość chłodno i nadal wietrznie. Nie było jednak dookoła nikogo. Hokejkę rozpoczęliśmy o 5:35, o 6:50 minęliśmy Krzyż, o 8 Hokeja, o 9:05 byliśmy nad cruxem, o 9:35 weszliśmy do leja podszczytowego, by 8 minut później po raz pierwszy wejść na wierzchołek (Hokejka, 4h10min, VII-, 278m). Nigdy nie myślałem, że kiedyś przed 10 będę już po Hokejce. Tak zakończył się etap pierwszy, czyli zimna ściana na wyłączność. Pod ścianę zeszliśmy w pół godziny Kominem Franza. Krótki odpoczynek i o 10:45 rozpoczęliśmy Birkenmajera. Wszystko było już inne. Zejściową ferratą ciągnęły w dół tłumy wspinaczy i przewodników z klientami. Co chwilę, na szczęście głównie w Żlebie Teryego, spadały kamienie. Wiatr ustał i zrobiło się ciepło. Po 30min byliśmy przed Trawersem Korosadowicza, po 1h30 u wylotu Depresji Dorawskiego, a po 2h30min o 13:15 pod Ścianką Kupczyka. Na dwóch kluczowych wyciągach zeszło nam do 15, a po kolejnych 45min o 15:45 weszliśmy po 5h na Łomnicę po raz kolejny (Birkenmajer, 5h, VI-, 366m). Tak zakończył się etap drugi. Gwarny i głośny. Do tego trochę stresujący, bo ludzi wszędzie dookoła mnóstwo, a Birkenmajer do dróg litych nie należy. Po krótkiej przerwie zeszliśmy znów Kominem Franza pod ścianę, gdzie potrzebowaliśmy chwili wytchnienia. O 17:00 rozpoczęliśmy Stanisławskiego. W Żlebie Teryego nie było już wówczas nikogo, a ostatni taternicy wychodzili właśnie ze ściany. Było słonecznie i ciepło. Tempo nieco spadło, bo zmęczenie zaczęło powoli dawać się we znaki, a metrów do przejścia zarówno w pionie jak długością liny licząc znów niemało. W pewnym momencie zaczęło docierać do nas, że to już będzie raczej ostatnia droga. Nie ukrywam, że zeszło nam dłużej niż planowaliśmy. Nieco po zachodzie słońca o 20:30 wyszliśmy ze ściany, a chwilę później osiągnęliśmy Łomnicę po raz trzeci, ostatni (Stanisławski, 3h30min, V, 278m). Na grani znów było zimno i wietrznie. Budynek na szczycie wyglądał surrealistycznie. Trochę jak dom, w którego niektórych pokojach świeci się wieczorową porą światło. Wewnątrz "hotelowi" goście jedli wystawną kolację, a na tarasie dwójka słowackich taterników właśnie kładła się spać. To jest właśnie cała Łomnica. Dwa równoległe światy. Taką ją mamy i nie ma co "płakać nad zniszczonym szczytem". Nie znamy innej rzeczywistości, więc jest nam łatwiej. Nie mamy perspektywy Żuławskiego, który nową drogę na wschodniej ścianie wytyczał z Korosadowiczem jeszcze w innej epoce, a potem musiał zaakceptować lunapark na wysokości. Po krótkim odpoczynku pozostało ostatnie już zejście Franzem pod ścianę, gdzie dotarliśmy koło 22. Tak powstał Szklany Tercet, czyli łańcuchówka trzech najważniejszych historycznych dróg zachodniej ściany. Wstępnie myśleliśmy jeszcze Puškášu, ale brakło nam dnia. Może przy długim czerwcowym byłoby inaczej, ale nie ma co gdybać. Zachodnia ściana od świtu do zmierzchu. Podsumowując, całość zajęła nam prawie 15h, z czego wspinaliśmy się 12h40min, a przez resztę czasu schodziliśmy pod ścianę, albo odpoczywaliśmy. Łącznie to około 920m w pionie (a licząc do końca realnych trudności 790m) w większości (poza Birkenmajerem, który momentami jest obiektywnie niebezpieczny) w doskonałej jakości skale. Wszystkie drogi znaliśmy z wcześniejszych przejść: Hokejka (Ilona 1x, Greg 1x), Birkenmajer (Ilona 1x, Greg 1x), Stanisławski (Greg 1x z liną, 1x bez liny). Wspinaliśmy się konwencjonalnie. Na lotnej dojście do Krzyża na Hokejce, dojście do Trawersu Korosadowicza na Birkenmajerze oraz dolna połowa Stanisławskiego.
Kto: 
Greg, Ilona (KW Sakwa)