Adam Śmiałkowski

Słowem wstępu: Adam Śmiałkowski, „taternik-romantyk”, założyciel Elektronicznej Księgi Wyjść Taternickich, skromny, sympatyczny człowiek. Po ostatniej naszej wyprawie na Lodowy Szczyt mogę o nim powiedzieć – kondycyjny cyborg

Podczas tej wycieczki trochę porozmawialiśmy o przepisach na terenie TPNu i TANAPu, o środowisku przewodnickim. Nasze poglądy, może niezbyt popularne, w tych tematach całkowicie się pokrywały. Tym chętniej poprosiłem go o udzielenie wywiadu, który przedstawiam poniżej, a wszystkich zainteresowanych tym, co się dzieje w temacie przejść taternickich zapraszam na stronę: http://www.tatry.przejscia.pl/ i fan page https://www.facebook.com/tatryprzejscia

Miłej lektury!

Janusz Dębiński: Jak znalazłeś się w górach?

Adam Śmiałkowski: Mój tata miał wielką miłość do gór i odkąd sięgam pamięcią, zabierał mnie w góry niższe i wyższe, czyli Tatry także. A kiedy góry stały się moim własnym, świadomym wyborem? W momencie szukania swojego miejsca na świecie, w pewnym krytycznym momencie mojego życia, gdy zdałem sobie sprawę, że są one ucieczką, ale też uspokojeniem, odpowiedzią na większość egzystencjalnych pytań.

J.D.: Większość osób poprzestaje na turystyce górskiej. Dlaczego poszedłeś w taternictwo?

A.Ś.: Dla mnie to jest coś zupełnie naturalnego. To jest pewna konsekwencja, kontynuacja tego, w czym się człowiek rozwija, kiedy się jest co tydzień w Tatrach, znacznie częściej niż tylko raz na kilka miesięcy. W którymś momencie nie wystarczają szlaki, chce się głębiej i dokładniej poznawać obiekt miłości, zbliżać się do niego w najbardziej intymny sposób, czyli poprzez wspinanie.

J.D.: Długa jest droga od turysty do taternika?

A.Ś.: Dla różnych ludzi różna. W dużym stopniu zależna od stopnia determinacji, pragnienia. Dla mnie stosunkowo krótka. Mam w Tatry blisko. Po jednym sezonie letnim miałem wszystkie szlaki przechodzone. Nie lubiłem powtarzać wycieczek, zwłaszcza że więcej jest miejsc w Tatrach do których nie prowadzą szlaki, a których urok jest przez to większy. Kolejny sezon letni chodziłem już tylko poza szlakami, a potem zaczęło mi brakować Tatr zimą, więc bywałem też zimą, a wreszcie poznałem ludzi wspinających się i wszedłem we wspinanie.

J.D.: Kim na co dzień są taternicy? Czy są jakieś wspólne cechy, które łączą tych ludzi na nizinach? Czy raczej to cały przekrój społeczeństwa?

A.Ś.: Pewnie jest to szeroki przekrój. A patrząc przez pryzmat historii taternictwa to raczej inżynierowie, intelektualiści, indywidualiści, trudne charaktery. Wspólnymi cechami mogłyby być: umiłowanie przyrody i adrenaliny.

J.D.: Masz jakieś ulubione drogi/ściany w Tatrach?

A.Ś.: Sporo. Piękne są drogi Motyki. Piękna jest zachodnia ściana Gerlacha czy „największa otchłań Tatr”, jak ją określił Stanisławski, czyli północna ściana Małego Kieżmarskiego. Wiele zależy od subiektywnych przeżyć związanych z drogą , ścianą, a dla mnie jeszcze od jej historycznego charakteru. Więc dla mnie to będzie droga Motyki na Małym Kołowym.

J.D.: Czy ktoś z „ludzi gór” jest dla Ciebie inspiracją?

A.Ś.: Do chodzenia w Tatry nie potrzebuję inspiracji, wystarczająco motywująca jest pogoda, chęć odpoczynku, oderwania się od miasta (jeśli uznać za miasto Nowy Targ), od bieżących spraw. Być może inspiracją do moich opowiadań, do mojego podejścia do gór, do Tatr są osoby z kręgu taternictwa przedwojennego, tuż powojennego, gdy Tatry były dzikie, dziewicze, gdy Tatry dla tych ludzi były w pewnym sensie religią. Z pewnością postaciami które podziwiam, cenię, był Wiesław Stanisławski, Stanisław Motyka, a po wojnie Orłowski – zwłaszcza przez swoje podejście do klasycznej wspinaczki.

J.D.: Ponoć najwięcej strachu najadłeś się wchodząc kiedyś samotnie na Gerlach (bodajże drogą, którą sam sobie wytyczyłeś), opowiesz coś więcej o tamtej „wycieczce”?

A.Ś.: Gerlach był bardziej przeżyciem topograficznym. Natomiast prawdziwy strach, pierwotny lęk, przeżyłem pewnej samotnej nocy i następnego dnia w Dolinie Suchej Jaworowej. Ich streszczenie w formie opowiadanie przesyłam w załączniku. Możesz wybrać z niej co dla Ciebie byłoby bardziej emocjonujące – spotkanie z niedźwiedziem, czy urwanie chwytu.

(Opowiadanie, o którym wspomina Adam, dostępne jest na: https://www.facebook.com/TatryZima/notes. Nię będę tu przytaczać jego fragmentów, gdyż warto zapoznać się z całością – przyp. aut.)

J.D.: W Tatry wolisz wychodzić samotnie czy w grupie?

A.Ś.: Samotne wyjścia, samotne wspinanie, to jest zupełnie inny rodzaj doznań i przeżyć. Chodzenie w góry w towarzystwie wypróbowanych kompanów czy nowych osób, jest przyjemne, ciekawe, ale zawsze psychicznie mniej obciążające, ‚luźniejsze’. Co niekiedy, zwłaszcza w przypadku słabszych partnerów, może prowadzić do niebezpieczeństwa złudnego ignorowania sygnałów ostrzegawczych, których nie przegapi się będąc samemu.

J.D.: Wspinałeś się poza Tatrami? Nie ciągnie Cię w góry najwyższe?


A.Ś.: Wspinałem się w Dolomitach. Podoba mi się tam ogromna ilość różnorodnych dróg, duże ściany, ale odstręcza okropna industrializacja tych gór. Nie ciągnie mnie w Alpy czy Himalaje. Himalaje to zupełnie inna dziedzina sportu, wymagająca długotrwałych przygotowań, czekania, itd. Tatry są bliżej od Alp, taniej, łatwiej mi tu trafić w pogodę i jest wciąż mnóstwo w nich do zrobienia, do zobaczenia. Mimo tego że to chyba najmniejsze góry świata tak dokładnie poznane, opisane.

J.D.: W drodze na Lodowy rozmawialiśmy chwilę o W. Cywińskim i jego poglądzie na temat szlaków, infrastruktury, i prawa dotyczącego ruchu turystyczno-wspinaczkowego w Tatrach. Czy przy obecnej, rosnącej modzie na Tatry, zniesienie ograniczeń nie spowodowałoby „rozlania” turystyki po całym obszarze Tatr?

A.Ś.: Nie sądzę. Człowiek ma wystarczająco mocny instynkt samozachowawczy by unikać śmiertelnych dla siebie sytuacji. Ponadto lenistwo współczesnego człowieka jest tak wielkie, że nie zechce zadać sobie trudu by iść w nieznane – mam na myśli tych wszystkich którzy zalewają drogę do Morskiego Oka, którzy potencjalnie mogliby się wybrać gdzie indziej. Ci co mają aspiracje pozaszlakowe, wspinaczkowe, trafią wszędzie pomimo zakazów. Wiem to po sobie.

J.D.: Teraz dla niektórych grup drażliwy temat…przewodnicy. W Polsce sytuacja wydaję się dość prosta, nie licząc rezerwatów ścisłej ochrony, możemy po wpisaniu się do księgi wyjść taternickich iść na dowolny szczyt drogą wspinaczkową, z tym że u nas nie określa się co to droga wspinaczkowa. U Słowaków jest to już jasno sprecyzowane – trudności minimum III w ścianie lub II na grani. Nie jest to kompromis między taternikami a kwestią ochrony przyrody przed nadmiernym ruchem turystycznym?

A.Ś.: Żaden turysta nie przejdzie I czy II w Tatrach, nie ruszy się poza ułożone kamienie. Strach mu nie pozwoli. Tak jak napisałem wcześniej, kto ma inklinacje i ambicje do wspinania, chodzenia poza szlakiem, pójdzie gdzie pragnie i dla niego będzie bez znaczenia czy się go sklasyfikuje jako taternika, tatromaniaka czy jako przestępcę.

J.D.: Miałeś kiedyś jakieś kłopoty w związku z poruszaniem się po Tatrach bez przewodnika?

A.Ś.: Miałem. Miałem nawet sprawę karną w sądzie w Zakopanem za nielegalne przekroczenie granicy. To są pewne bzdury, paradoksy, od których niestety nasz kraj pęcznieje. To mnie tylko nauczyło sprytniejszego poruszania się po Tatrach, bynajmniej nie zraziło do ‚przestępczej’ działalności.

J.D.: Bodajże w zeszłym roku miała miejsce sytuacja, gdy ktoś pościągał łańcuchy z normalnej drogi na Łomnicę. Podejrzenie oczywiście padło na słowackich przewodników. Czy podobne incydenty miały wcześniej miejsce?

A.Ś.: Takie incydenty miały i mają miejsce. Także w tamtym roku zniknęła część łańcuchów na Dzikich Spadach (próg Doliny Dzikiej). Na Gerlachu już kilka lat temu. Na Łomnicy założono już nowe i to w jeszcze większej ilości niż były wcześniej, pewnie z uwagi nie tyle na szum wokół tego, ale na ewentualne bezpieczeństwo pracowników obserwatorium na Łomnicy. Ja nie jestem zwolennikiem żadnych ułatwień, raczej optuję za zupełną dzikością Tatr. Jednak skoro ktoś tam nie montował tych łańcuchów, to wara mu od tego. Skoro nie uprzątnięto do dziś gigantycznych śmieci po kolejce na Łomnicę w postaci słupów i innego żelastwa, jak też szczątków samolotu pod Zadnim Gerlachem, to drobne łańcuchy mogące w pewnych warunkach uratować komuś życie, nie powinny być ruszane. Kilka lat temu miał miejsce tragiczny wypadek, kilka osób, bodajże Japończyków, nie mogło zejść z Gerlacha i zmarli z wychłodzenia.

J.D.: Jaki miałbyś sposób na pogodzenie kwestii ochrony przyrody z dopuszczeniem terenów pozaszlakowych? Co z rezerwatami ścisłej ochrony?

A.Ś.: Sposób jest taki jak go wielokrotnie ujmował Włodek Cywiński – nie ułatwiać, nie budować schronisk, kolejek, klamer, drabin etc. Nie ma rezerwatów ścisłej ochrony, chyba że chodzi o ochronę przed taternikami. W tych niby rezerwatach, takich jak np Kołowa, Rówienki, stoją chaty myśliwsko-leśnicze i są bazą wypadową dla myśliwych z dewizami. Wszystkie drogi w tych i innych zamkniętych dolinach są utrzymywane przez leśników. Może to też służyć ewentualnej ochronie lasu przed pożarem, żeby można było wjechać jak najdalej, ale prawda jest taka, że w całych Tatrach jest prowadzona regularna gospodarka leśna.

J.D.: Założyłeś elektroniczną księgę wyjść taternickich – jak oceniasz kondycję współczesnego taternictwa na podstawie wpisów?

A.Ś.: Taternictwo rozumiane przeze mnie w sposób pięknoduchowny, romantyczny – zanika. Taternictwo jako sport, na szczęście dla Tatr, skupia ludzi na ścianach bliskich z łatwym zejściem, obitych, popularnych. Niepokojące jest to, że wzrasta ilość wspinaczy, sport wspinaczkowy jest popularny. Co prawda główny nurt jest skumulowany w skałach na sztucznych ścianach, ale istnieje obawa stopniowej ekspansji w głąb dzikich rejonów, miłośników spitów, sportowych dróg.

J.D.: Czy faktycznie większość tych przejść to „taternickie podziemie”, o których byśmy nie usłyszeli, gdyby ta księga nie powstała?

A.Ś.: Większość przejść to tam gdzie chodzi większość – gdzie bliżej, bezpieczniej, gdzie więcej spitów, większa popularność, gdzie nie trzeba szukać drogi ani podejściowej ani zejściowej. Książka nie powstała po to by poznać „podziemie”, ale by poznać w ogóle co się robi w Tatrach. Służy w dużej mierze tworzeniu rzeczywistego obrazu taternictwa, np. przy okazji podsumowań sezonów. To jest narzędzie, które powinno było powstać kilkadziesiąt lat temu.

J.D.: W Tatrach ma miejsce od jakiegoś czasu akcja „Tatry bez młotka”. Czy to nie wystarczy, żeby zatrzymać wspinaczkę sportową na tych kilku najbardziej popularnych ścianach?

A.Ś.: Nie ma bezpiecznego wspinania bez młotka. Z tego co wiem ta nazwa została już przechrzczona na inną. Niestety nie wystarczy. Spitowanie dróg będzie niestety postępowało. Trzeba pamiętać, że spity nie są wieczne, że wiercenie dziur w skale nie jest jednorazowe, nie jest oszczędzaniem granitu jak się usiłuje wmawiać. Po kilku latach trzeba wiercić kolejne dziury, bo w tych samych się nie da już zmontować.

J.D.: Taternictwo raczej kojarzy się z Tatrami Wysokimi… a np. Giewont, Raptawicka Turnia, czy inne szczyty Tatr Zachodnich – istnieje tam nadal ruch wspinaczkowy?

A.Ś.: Istnieje. Są nawet ‚specjaliści zachodu’. Istnieje w dużej mierze w zimie poprzez specyficzne wspinanie w trawach, ale też bliskość ścian. Północna Giewontu to potężna ściana z dużą ilością bardzo ambitnych dróg. Wystarczy wziąć do ręki któryś z przewodników Cywińskiego o Giewoncie czy Czerwonych Wierchach, żeby zobaczyć jak ważny jest to rejon wspinaczkowy.

J.D.: Udało Ci się wypromować swoją księgę u naszych sąsiadów – Słowaków?

A.Ś.: Elektroniczna Książka Przejść i Wyjść Taternickich, czyli ElKaP jak ją nazywam (El Cap to jedna z bardziej znanych ścin w Yosemite, przełomowa w dziejach wspinania), czynna 24/h na stronie: www.tatry.przejscia.pl to praca na lata. Mam stały kontakt z Miro Peto, z Bobosem, twórcą www.tatry.nfo.sk, gdzie na głównej stronie jest stały link do mojej strony. Zdarzają się wpisy Słowaków, ale większość to wpisy polskich wspinaczy.

J.D.: Mocniejsze przejścia zaliczają Słowacy czy Polacy?

A.Ś.: Bez wdawania się w szczegóły, generalnie Słowacy są silniejsi, robią bardziej znaczące przejścia w Tarach, tak sportowe, jak te klasyczne, czy związane z wytyczaniem nowych dróg.

J.D.: Dziękuję za rozmowę.

A.Ś.: Dzikękuję również i życzę Tatr bez filanców, bez kolejek (każdego rodzaju), w ciszy i skupieniu.